Dotarła do nas smutna informacja. Wczoraj zmarła nasza była studentka, dwukrotna mistrzyni świata, trzykrotna mistrzyni Europy w judo – Beata Maksymow. Wielokrotnie była laureatką plebiscytu „Życia Akademickiego” na najpopularniejszego sportowca i trenera AWF Wrocław.
Poniżej przypominamy krótka rozmowę z Panią Beatą, która ukazała się na łamach „Życia Akademickiego” w 1999 r.

Beata Maksymow – najpopularniejszy sportowiec AWF roku 1999
Gratuluję zwycięstwa w plebiscycie. Jak się podoba bal?
Dziękuję. Jest bardzo sympatycznie. Byłam tutaj też w zeszłym roku. W tym miałam przyjemność wygrać plebiscyt i bardzo się z tego cieszę.
Proszę cofnąć się do początku swojej kariery i opowiedzieć, jak to się stało, że zaczęła Pani uprawiać właśnie judo?
To był zupełny przypadek. W ogóle nie planowałam czegokolwiek trenować. W szkole podstawowej tak się niefortunnie złożyło, że nauczycielka wychowania fizycznego preferowała biegi i siatkówkę, a ja nie radziłam sobie zbyt dobrze z tymi dyscyplinami. W tym czasie trener sekcji judo kompletował właśnie drużynę i brakowało mu zawodniczki w kategorii ciężkiej. Nie chciałam oczywiście się zgodzić, ale w końcu dałam się namówić koleżance i zaciągnęłam się do sekcji.
Była to niewątpliwie słuszna decyzja, gdyż jest Pani obecnie dwukrotną mistrzynią świata. Te mistrzostwa zdobyła Pani w różnych kategoriach — open i ciężkiej. W której z nich woli Pani startować?
Myślę, że nie ma to znaczenia. Obie są bardzo mocne, z tym że kategoria open jest trochę mniej prestiżowa, ponieważ nie jest rozgrywana na olimpiadzie. Z tego też względu medal zdobyty w ubiegłym roku cenię bardziej. Z ciekawości nawet liczyłam swoje medale i okazało się, że więcej zdobyłam właśnie w kategorii ciężkiej.
Czy to oznacza, że możemy liczyć na medal w Sydney?
Zdecyduje o tym przygotowanie. Na ubiegłorocznych mistrzostwach w Birmingham wszystkie walki wygrałam przed czasem, gdyż naprawdę byłam świetnie przygotowana. Jestem uparta i powiedziałam sobie, że do trzech razy sztuka. Mam nadzieję, że z pomocą trenera Błacha uda mi się ten sukces osiągnąć.
Jak zaczęła Pani współpracę ze wspomnianym trenerem Błachem?
Z Wiesławem Błachem znamy się jeszcze z reprezentacji. Po Igrzyskach w Barcelonie Wiesław wycofał się i dwa lata później został trenerem kadry narodowej. Kiedy w 1998 roku przestał być trenerem, ja zmieniłam właśnie barwy klubowe. Przeniosłam się ze swojego małego miasteczka, Jastrzębia Zdroju, do Wrocławia. Od tamtej pory pracuję wyłącznie z nim i ten medal jest praktycznie jego zasługą.
W klubie ma Pani rywalkę w swojej kategorii, Małgosię Górnicką. Co może Pani powiedzieć o jej umiejętnościach?
Małgosia jest bardzo zdolna i przede wszystkim pracowita, a to liczy się w naszym sporcie.
Jak długo zamierza Pani uprawiać jeszcze judo?
Zobaczymy. Jak długo zdrowie pozwoli. Chciałam wycofać się już po Igrzyskach w Barcelonie, potem po Atlancie, a w tej chwili wszystko wskazuje na to, że wystartuję w Sydney.
Czy jest Pani szczęśliwa?
Pod względem sportowym to chyba jeszcze nie, bo brakuje mi medalu olimpijskiego.
A w życiu pozasportowym?
Żyję praktycznie samym sportem. Na razie nie myślę o innych sprawach.
Dziękuję za rozmowę i życzę przyjemnej zabawy oraz złotego medalu na olimpiadzie w Sydney.
Rozmawiał Roman Kania